przez Rysiek » 08-07-2012, 22:35
Sopot, środa, okolice godziny 18, wybieram się z kolegą na Openera i idąc jedną z ulic w centrum mijam niewysokiego blond pana w okularach. Po 5 metrach następuje wytrzeszcz oczu – to Bernard Sumner! Zawróciłem się, dogoniłem go i poprosiłem o zrobienie wspólnego zdjęcia. Co się okazuje: to autentycznie przesympatyczny facet. Uśmiechnięty, bez problemu dał się sfotografować ze mną, zamienił kilka zdań pytając o możliwość kupna znaczków pocztowych w okolicy (niestety nie mogłem mu pomóc bo zupełnie nie znam Sopotu), krótka konwersacja o pogodzie. Niestety emocje były takie, że nie wydusiłem z siebie żadnego sensownego pytania… Na koniec z uśmiechem od ucha do ucha serdecznie nam podziękował i uścisnął dłonie. Bardzo sympatyczne wspomnienie (zastanawiałem się czy nie zabrać jakiejś płyty do podpisu na wszelki wypadek, ale oceniłem szanse na spotkanie kogokolwiek z NO na dążące do zera).
Co do koncertu to jako że stałem pod samą sceną trudno jest mi się wypowiadać o jakości wokalu, bo tam jest taki łomot, że trudno mi było to ocenić, ale słuchając teraz fragmentów na youtube faktycznie nie brzmi to najlepiej. Mam wrażenie, że Bernard nie słyszał się podczas całego koncertu, bo wielokrotnie gestykulował w kierunku dźwiękowców, kilka razy schodził do nich ze sceny (co mu się nie zdarza). W ogóle jakiś ten koncert był dla niego pechowy, bo przy Crystal pękła mu struna w gitarze. Wydaje mi się, że był jakiś przygaszony podczas niego, bo na ogół dość żywo rozmawia z publicznością, w Gdyni tego nie było.
Dziwił mnie trochę Phil Cunningham, który gwiazdorzył nieprawdopodobnie. Chociaż z drugiej strony jako jedyny trzymał kontakt z publicznością, ale 80% utworów zagrał trzymając gitarę pionowo, a pod koniec zrzucił odsłuch ze sceny. Jak ktoś wcześniej napisał – Gilbert w ogóle niesłyszalna.